Jeśli już, pewnie dojeżdżali do ostatniego pomostu, gdzie dojeżdżała winda i tam kręcili materiał. Nie sądzę aby pozwalano ludziom postronnym włazić jeszcze po drabinie kilkanaście metrów wyżej. Pewnie garstka ludzi była na szczycie. Wbrew pozorom nawet Grzelak nigdy nie dotarł na górę, z tego co mówił p. Wojciechowski dojechał ledwo do poziomu 120m

Pewnie nagle przypomniał sobie o pilnej sprawie do załatwienia na dole w swoim zacisznym bezpiecznym pokoju

Ponadto wagonik mieścił góra trzy osoby, więc pan Stanisław był w tym momencie tylko jedną osobą nadzorującą, chyba, że jeździł góra dół aby zabrać dodatkowe osoby z przeszkolonego personelu a potem dziennikarzy i fotoreporterów. Taka jazda w dwie strony to ponad godzina czasu, dwa pełne kursy dwie... Razem ze zjazdami cztery godziny, plus jeszcze czas na sam reportaż

Jeszcze tankować trzeba było...
Nie zdziwiłbym się, gdyby wozili ich tylko do 120m na pomost. Kamerę można tak ustawić, że widz ma wrażenie bycia na 646m - nikt poza tymi ludźmi na maszcie, nie miał możliwości zweryfikowania tego. Każdy z nich twierdził też, że był na czubku aby popisać się przed innymi
